niedziela, 26 września 2010

Deszczowy, niedzielny poranek.

Dziś Starsza pani nie wiedziała, co ze sobą zrobić, chyba z dziesięć razy sprawdziła, czy na pewno pada? Padało, cały czas pada, więc zarządziłam prasowanie. Ona lubi prasować, ale nie panuje nad temperaturą żelazka. Na szczęście wszystkie ręczniki, które prasuje są z bawełny lub lnu, więc ich nie spali. Czasami zaglądam do niej, sprawdzam, co tam się dzieje, a wówczas ona się dziwi, że ktoś u niej jest, nie wie, kim ja jestem, zapomniała. Dziś rano zauważyła, że na zewnątrz, przed domem jest kosz pełen warzyw. Najpierw chciała mi to dać, gdy powiedziałam, że tego nie chcę, że to są po prostu warzywa do jedzenia na najbliższy tydzień, stwierdziła, że to nie jej, że to należy do trzech innych rodzin, ona tym ludziom zwróci ich jedzenie, ona im to zaniesie, ale komu? Gdzie zaniesie? Ona sama tego nie wie. Codziennie chodzi ze mnę tą samą ulicą i codziennie każdy płot, każdy dom jest dla niej nowy. Nie poznaje własnej kuchni, na córki mówi siostra, szuka rodziców. Jej rodzina jest przerażona. Chyba bardzo się boją własnej starości. Najstarsza córka Starszej Pani już mi powiedziała, że nie chce za długo żyć, że to, co dzieje się z mózgiem jej matki po prostu ją przeraża i przerasta ją. Ja jeżdżę na rowerze co dzień po 20 km bez względu na pogodę, to mi pomaga normalnie żyć, to mi pomaga nie zwariować.
 Już się Pani znudziło prasowanie lub zapomniała, że to robi, ale to obojętne. Teraz Pani rozmawia z córką przez telefon i w kółko pyta, jaki to dzień dziś mamy. Powiada, że jutro na 7.00 musi iść do pracy, no no! Trzeba będzie drzwi dobrze zamknąć i klucze schować, bo jeszcze naprawdę gdzieś się wybierze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz